Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BOBASKOWO. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BOBASKOWO. Pokaż wszystkie posty

środa, 5 sierpnia 2015

Konkurs - Kuchnia dla dzieci do wygrania

Dostałam książkę: "Kuchnia dla dzieci", ponieważ mam już tę książkę, postanowiłam przekazać ją Wam. Ale książka jest tylko jedna, więc będzie konkurs :)




 Konkurs jest prosty i polega na dokończeniu zdania:

Książka powinna być moja, ponieważ...

Czasu macie dużo, bo do końca sierpnia. Wybiorę osobę, której wypowiedź najbardziej przypadnie mi do gustu. Możecie próbować mnie rozbawić, rozczulić, zaciekawić - wszystkie chwyty dozwolone.
Zapraszam! 

Będzie mi bardzo miło jeśli polubicie moją stronę na fb: Miksturownik

Poniżej przedstawiam regulamin:

Regulamin:
1. Sponsorem i organizatorem rozdania jest prowadząca blog: miksturownik.blogspot.com.
2. Nagrodą w rozdaniu jest książka: "Kuchnia dla dzieci". Nagroda nie podlega wymianie na inną ani zamianie na ekwiwalent pieniężny.
3. Konkurs trwa od 05.08 do 31.08.2015 r. do godz. 23.59
4. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest: 
  • pozostawienie komentarza pod postem tu na blogu lub pod postem na fb, w którego treści należy dokończyć zdanie: Książka powinna być moja, ponieważ... i pozostawić adres swojej poczty elektronicznej.
5. Zwycięzca zostanie wybrany spośród wszystkich spełniających warunki rozdania.Organizator dokona SUBIEKTYWNEJ oceny prac konkursowych.
6. Wyniki zostaną ogłoszone do 7 dni po zakończeniu konkursu.
7. Do zwycięzcy wysłany zostanie mail z prośbą o dane do przesyłki, jeśli w ciągu 7 dni od daty wysłania maila nie otrzymam odpowiedzi wybiorę następną osobę.
8. Nagrodę wysyłam tylko na terenie Polski. Po nadaniu przesyłki nie ponoszę za nią odpowiedzialności.
9. Udział w konkursie oznacza akceptację regulaminu.
10. Organizator zastrzega sobie prawo do zmiany regulaminu.

środa, 14 stycznia 2015

Matka na standbaju

Z trwogą wspominam dzień, w którym mój syn po raz pierwszy powiedział:
"Mamusiu jest dzień! W dzień się nie śpi!!!"
To był ostatni dzień z popołudniową drzemką...
Dziś uświadomiłam sobie, że strasznie, ale to tak straszniaście brakuje mi tej "wolnej" godziny w ciągu dnia. WOLNEJ to złe określenie, No dobra zdarzyło mi się kilka razy przeleżeć ten czas, np. wtedy gdy potknęłam się o zabawkę młodego i zaryłam głową o podłogę i miałam "małe" wstrząśnienie mózgu albo gdy grypa mnie dopadła i temperatura mnie zmogła. No i wtedy gdy mąż dzień wcześniej po powrocie z pracy zapytał: "Co właściwie dzisiaj robiłaś?" i postanowiłam mu pokazać jak by wyglądał dom gdybym rzeczywiście nic nie robiła... Ale wracając do tej godzinnej wolności - to był czas na regenerację mojego mózgu, na jego totalne odłączenie. Od prawie trzech lat mój umysł jest ciągle na czuwaniu. W dzień czy w nocy, ja ciągle czuwam. W ciągu dnia: bo moje chętne do pomocy dziecko mogłoby sobie palce stóp przytrzasnąć odkurzaczem albo przeskakując przez stolik uderzyć o ścianę albo znaleźć całkiem nowe zastosowanie dla kuchennej szuflady. Nie wspomnę już o wspaniałej, niezmiernie wyczerpującej funkcji mojego umysłu, która polega na przewidywaniu zachowania  mojego syna jakieś trzy kroki na przód. Dla przykładu przytoczę historię, kiedy to dziadek dał dziecku do ręki ogromny, niezmywalny flamaster, a w mojej głowie w ułamku sekundy pojawiły się wizje: 1. Dziadek z wymalowanymi wąsami, 2. Pomazana ściana i podłoga w pokoju dziecięcym. 3. Wybuch flamastra w mikrofali itp. Dobra ten ostatni to już hardcore, ale skoro ja na to wpadłam to Młody pewnie też - dobrze, że nie ma dostępu do wyżej wymienionego sprzętu. Synuś mój dostarcza mi też innych, bardziej intelektualnych rozrywek, co tu dużo mówić, od kiedy zaczął mówić moje życie wygląda jak teleturniej z czasem banalnymi pytaniami typu: "Mamusiu co to jest ksienzyc?", po pytania, przy których "Jeden z dziesięciu" to pikuś. Kto ma w domu małe dziecko, wie o czym mówię...  
A co do nocy - nie przespałam nawet jednej w całości, nawet wtedy gdy moje dziecię nocowało u dziadków, ja i tak budziłam się i jak zombi podążałam do jego pokoju, żeby go okryć, sprawdzić czy wszystko dobrze i dopiero widząc puste łóżeczko orientowałam się, że dziś czuwa nad nim babcia Basia, a ja mam wolne...  
Ach ta jedna godzina, a tak wiele zmieniała. Nie żebym nie doglądała w tym czasie Młodego, ale to już zupełnie inne czuwanie.  
Fakt, że można pójść zrobić siku i nikt nie stuka do drzwi, nie otwiera ich i nie mówi: "A kuku!" albo "O! Tu jesteś mamusiu." Czy też myjąc gary nie musisz co chwila wyglądać z kuchni i sprawdzać czy ten straszny huk, który dobiega z pokoju dziecka to przewracająca się szafa czy to tylko Młody ćwiczący zapasy z miśkami.
I najważniejsze: CISZA... Cisza, która nie oznacza kłopotów... Cisza, która jest po prostu ciszą...  
 
Jest też druga strona medalu: to wszystko byłoby straszną udręką gdyby trwało dłużej niż tę jedną godzinę. Bo ja kocham ten hałas, gwar i szaleństwo.
 Ponieważ Syn mój ukochany współpracować ze mną w tej kwestii nie chcę (dla przypomnienia: "Mamusiu w dzień się nie śpi!!!"), postanowiłam dla zachowania równowagi, wstawać wcześnie rano, siadać przy oknie i przyglądać się wschodzącemu Słońcu....
Dlatego, jeśli zobaczycie mnie kiedyś o 5 rano stojącą w oknie, wiedzcie że ładuję baterię przed kolejnym fascynującym dniem.
 
xoxo
 
 
 
 
 
 

sobota, 6 kwietnia 2013

100 post i rozdanie na miksturowniku!!!



Oj długo trzeba było czekać na setny post... Miało być z początkiem wiosny, ale tej jakoś nie widać! 
Więc będzie teraz... z nadzieją na przyjście tej mocno już spóźnionej Pani.

Zacznijmy od tego, że bardzo chciałabym podziękować Tym, którzy tu zaglądają; Tym, którzy skrobną coś czasem. Dziękuję, że jesteście.




Na podsumowania przyjdzie czas przy okazji urodzin bloga. Dziś przedstawię Wam wyzwania jakie zamierzam sobie postawić. Choć może wyzwania to za dużo powiedziane.

1.
W planach mam umieszczanie na profilu fb przepisów na bardzo szybkie potrawy - takie w stylu: goście u bram, co ja w lodówce dla nich mam :)

2.
Chciałabym organizować foodingowo - czytelnicze (powiedzmy) czwartki - czyli klub dobrej książki połączony z dobrym jedzeniem.

3.
Jako wyzwanie potraktuję również wyluzowanie kaczki i przygotowanie potrawy z tofu - wiecie, że nigdy nie jadłam tofu?!? Kaczki też nigdy nie luzowałam, w ogóle nigdy nic nie luzowałam :)

4.
Będę starała się poprawić czyt. nauczyć robić dobre zdjęcia. No i nad stylizacją popracuję.

A propos stylizacji, wyobraźcie sobie, że jak myślałam co by tu zmienić to przez krótką, bardzo krótką chwilę przez głowę przeszła mi myśl, żeby zostać szafiarką?!?
Szafiarką w rozmiarze XL i więcej. Ale kto chciałby to oglądać :)
Jak szybko ten pomysł wpadł do głowy tak samo szybko z niej wypadł!
PS. Znacie jakieś fajne blogi modowe z dużymi rozmiarami?



Długo zastanawiałam się co powinien zawierać setny wpis aby był wyjątkowy i naprawdę miałam dużo pomysłów. 
Doszłam jednak do wniosku, że z tej okazji zorganizuję małe rozdanie. Nagrodą będą książki:

"Dekorowanie potraw" Joanny Góźdź
"Potrawy z rusztu i grilla" wyd. Literat



Zasady rozdania są proste:

1. Dodanie mojego bloga do obserwowanych

i/lub

2. Polubienie mojej strony na fb.

3. Zgłoszenie chęci udziału w rozdaniu w komentarzu pod tym postem i pozostawienie w nim swojego adresu mail, nazwy pod którą obserwujecie blog. Będę bardzo wdzięczna jeśli napiszecie w komentarzu co Wam się podoba lub co warto byłoby zmienić na tej stronie. 

Opcjonalnie:
4. Jeśli posiadasz swój blog będę bardzo zadowolona :) jeśli umieścisz u siebie poniższy baner z linkiem do tego posta, ale nie jest to konieczne.

Rozdanie trwa od: 6.04. do 15.05. 2013 r.


Zachęcam do wzięcia udziału w rozdaniu!!!


Regulamin:
1. Sponsorem i organizatorem rozdania jest prowadząca blog: miksturownik.blogspot.com.
2. Nagrodami w rozdaniu są książki: "Dekorowanie potraw" i "Potrawy z rusztu i grilla". Nagroda nie podlega wymianie na inną ani zamianie na ekwiwalent pieniężny.
3. Rozdanie trwa od 6 kwietnia do 15 maja 2013 r.
4. Warunkiem uczestnictwa w rozdaniu jest: 
  • zostanie publicznym obserwatorem bloga miksturownik.blogspot.com;
  • polubienie strony miksturownik na fb;
  • pozostawienie pod postem komentarza według wzoru:
Obserwuję jako:
Na fb znajdziesz mnie jako (imię+ pierwsza literka nazwiska):
Mail: (potrzebny w celu kontaktu ze zwycięzcą);
Moja opinia o blogu:
  • opcjonalnie: umieszczeniu na swoim blogu baneru z linkiem do posta z rozdaniem.
5. Zwycięzca zostanie wylosowany spośród wszystkich spełniających warunki rozdania.
6. Wyniki zostaną ogłoszone do 7 dni po zakończeniu rozdania.
7. Do zwycięzcy wysłany zostanie mail z prośbą o dane do przesyłki, jeśli w ciągu 7 dni od daty wysłania maila nie otrzymam odpowiedzi wybiorę następną osobę.
8. Nagrodę wysyłam tylko na terenie Polski. Po nadaniu przesyłki nie ponoszę za nią odpowiedzialności.
9. Udział w konkursie oznacza akceptację regulaminu.
10. Organizator zastrzega sobie prawo do zmiany regulaminu.



środa, 20 marca 2013

Niebieski tort urodzinowy. Projekt WIOSNA!!!


20.03.2013 r. 12:02 - właśnie rozpoczęła się astronomiczna wiosna.
Nadszedł więc czas porządków w domu. 
Również w życiu... sercu i duszy...
Trzeba zadbać o siebie i najbliższych. 

Tyle "złego" od początku roku dzieję się w naszym otoczeniu... 
Jednak wiosna napawa nadzieją, że będzie lepiej.

Widok z okna łazienki 6:00!!! Aż chce się rano wstać!!!
 
Na poprawę humoru przedstawiam Wam przepis na tort zrobiony przeze mnie na urodziny Synka.
A właściwie na dwa torty. Choć podstawa - biszkopt w obu przypadkach jest taki sam. Przepis znalazłam oczywiście na: Moje Wypieki, tam też znalazłam przepis na jeden z użytych przeze mnie kremów. Drugi krem to krem kokosowy - przepis ten dostałam od siostrzyczki :)

Przyjęcia urodzinowe były dwa. Na przyjęciu dla dzieciaków motywem przewodnim były Smerfy. Dlatego właśnie torciki były niebieskie...
Choć staram się wystrzegać "chemii" w naszej diecie tym razem zaszalałam z barwnikami. No ale w końcu pierwsze urodziny ma się raz. A takiego torcika nie jada się na co dzień.


Opłatek na tort i masę cukierniczą kupiłam w Galerii Cukiernika w Krakowie.


Zacznijmy więc od biszkoptu:

Biszkopt rzucany
Składniki na tortownicę 22 cm:
5 jaj;
3/4 szkl. mąki pszennej;
1/4 szkl. mąki ziemniaczanej;
3/4 szkl. cukru.

Ewentualnie barwniki spożywcze.


Żółtka oddzielamy od białek. Białka ubijamy na sztywno. Powoli dodajemy cukier. Nadal ubijając dodajemy pojedynczo żółtka. (W tym miejscu możemy dodać również barwnik.) Mąki mieszamy ze sobą i przesiewamy. Na najwolniejszych obrotach miksera dodajemy powoli mąkę do pozostałej masy. Spód tortownicy wykładamy papierem. Na przygotowaną tortownicę wylewamy ciasto. Pieczemy w temperaturze 160 - 170 stopni, około 30 - 40 min. do suchego patyczka. 
I tu zaczyna się najciekawsze ;)
Gorące ciasto wyjmujemy z piekarnika i upuszczamy w formie na podłogę - z wysokości około 60 cm. Ponownie odstawiamy do piekarnika z uchylonymi drzwiami i pozostawiamy tam do wystygnięcia. 
Ja swoje biszkopty podzieliłam na 3 blaty.


Masa kokosowa.
200 g wirek kokosowych;
2 szkl. mleka;
150 g masła;
1/2 szkl. cukru pudru.



Mleko gotujemy, wsypujemy wiórki i gotujemy jeszcze chwilę aż lekko zgęstnieje. Studzimy. Masło ucieramy z cukrem pudrem i dodajemy wystudzone wiórki.
Gotową masą przekładamy blaty tortu. Na jedną z warstw dodałam również dżem jagodowy.

Smacznego!!!

Świetna również do rolady :) 
Oooo!!! Ale się rozmarzyłam... Rolada mojej siostry... Mniam!!!




Masa z bitej śmietany i serka mascarpone:
400 ml śmietany kremówki;
125 g serka mascarpone;
2 - 3 łyżki cukru pudru;
3 łyżki soku z cytryny.



Śmietanę ubijamy. Pod koniec ubijania dodajemy cukier i sok. Dodajemy serek mascarpone i mieszamy ręcznie.

Tak jak pisałam przepis jest ze strony Moje Wypieki. Zmieniłam tylko proporcję - nie potrzebowałam, aż tak dużo kremu.

Tu też na jedną z warstw wyłożyłam dżem jagodowy.


Smacznego!!!





niedziela, 23 grudnia 2012

Pomarańcze w czekoladzie.

Wpadłam na pomysł, żeby przygotować sobie na święta pomarańcze w czekoladzie. Jedliśmy takie w Bratysławie i bardzo nam smakowały. Tyle, że moje nie są kandyzowane, a po prostu tylko ususzone...



sobota, 15 grudnia 2012

Babeczki orzechowe - czyli Matki Polki łączcie się!!!

Piątkowy wieczór spędziliśmy w przemiłym towarzystwie, moich Koleżanek, ich Mężów i Syneczków.
Co tu dużo mówić - nie mogę doczekać się następnego spotkania!!!
Jak miło porozmawiać z innymi Mamuśkami... 
Usłyszeć, że inni (a raczej inne) mają podobnie...
Że nie zawsze jest kolorowo...
Bo choć macierzyństwo to najpiękniejsze co mogło się nam przytrafić, to czasem to co mu towarzyszy bywa ciężkie do zaakceptowania...

Mamy wiedzą o czym piszę.

Wróćmy jednak do spraw kulinarnych.
Na spotkanko przygotowałam między innymi orzechowe babeczki.
Do ich produkcji użyłam masła orzechowego i wykorzystałam przepis z "kursu muffinkowego".
Ponieważ miałam problem jak zakwalifikować masło orzechowe - jako składnik suchy czy mokry - poszperałam trochę w internecie i na Moje Wypieki znalazłam muffiny ze snikersami, w skład których wchodzi masło orzechowe. Dorota masło orzechowe dodała do suchych i stworzyła coś w rodzaju kruszonki - i ja tak też postąpiłam :)


środa, 12 grudnia 2012

Powiększona rodzinka!!!

Wyczekiwana kuzyneczka przyszła wreszcie na świat. 
Nasze najmłodsze Słoneczko urodziło się w niedzielę. 
Ponieważ Malutka z rodzicami mieszka w Irlandii wysłaliśmy skromny upominek.

O kartce już Wam pisałam... Wybrałam tę z wózkiem:


Zrobiłam jeszcze kilka kartek, niedługo wrzucę ich zdjęcia.

Poza kartką w ciasnym bagażu zmieściły się jeszcze śliczne buciki od Myszelki:



Na blogu Myszelki możecie znaleźć śliczności dla bobasków, polecam Wam serdecznie.
Bardzo miły kontakt i prędkość "produkcji" zaskakująca!!!!

Jak najbardziej godna polecenia!!!!
Moje zdjęcia nie oddają piękna tych buciczków.
Zapraszam na blog Myszelki:
 http://myszelka.blogspot.com/



Świeżo upieczonym Rodzicom jeszcze raz życzymy wszystkiego najlepszego, 
a Malutkiej zdrowia, pomyślności w życiu!!!

sobota, 24 listopada 2012

Wreszcie się pojawił!!!

To jest ten dzień!
Wyczekiwany...
Wymarzony...
Upragniony....
...............
Mogłabym długo wymieniać jaki ten dzień jest....
ale najważniejsze, że wreszcie jest!!!

Że się pojawił!!!

PIERWSZY ZĄBEK!!!

Zauważyłam, a raczej wymacałam go w piątek wieczorem.
Mój Bąbelek od X czasu dzielnie broni dostępu do swojej buźki i nie chce się chwalić jej zawartością.
Wygląda to mniej więcej tak:


I właśnie dlatego nie mamy zdjęcia ząbka, ale ON tam jest!!!

Taka mała niespodzianka!!!
Ledwo, ledwo wystaję z dziąsełka.

Najlepsze w tym całym oczekiwaniu jest to,
 że już od 5 miesiąca co chwila podejrzewaliśmy,
że ząbek pojawi się na horyzoncie lada moment....
Podwyższona temperatura - "pewnie idą zęby";
Marudzi - "pewnie zęby";
Nie chce jeść - jak wyżej...
itd. 

A teraz kiedy naprawdę był blisko, nic na to nie wskazywało....
Żadnej gorączki, problemów z jedzeniem, spaniem, kupą, żadnego marudzenia....

Oby z kolejnymi było tak samo!!!



środa, 14 listopada 2012

Pierwsze słowa synka i zapiekanka na obiad.

 Słów kilka o słowach mojego synka....
i grzybowe wspomnienie...
 zapiekanka z maślakami.


 Bąbelek pierwsze swe słowa wypowiedział już bardzo, bardzo dawno temu. 
Po raz pierwszy zawołał swoją ciocię Agnieszkę - krzycząc jej do ucha: Aaaaga!!!! - udało się spryciarzowi...
Później przyszła pora na mamę, czyli mnie!!!
Brzmiało to mniej więcej tak: mmmmmmmamamamamama....
Tak, tak... Wiem... on wcale nie wiedział co mówi.... To tylko gaworzenie... I takie tam...
Ale tak czy inaczej serce człowiekowi mocniej zabiło, a i łezka w oku się zakręciła...
Śmiechu też było nie mało, kiedy to tatuś posadził syna przed sobą i powtarzał mu:
- TATA TA TA TATA powiedź: TA TA...
na co synek, patrząc z uśmiechem tacie prosto w oczy:
- MAMAMAMAMAMAMAMMMMM

Jak mojemu kochanemu synkowi jest źle to woła: mammma....mammma...
A jak jest zły; to wrzeszczy:
MAMOOO!!!!


Teraz na topie jest babcia: 
BABA jest przez mojego synka odmieniana przez wszystkie przypadki, liczby itp. Potrafi tak całymi... kwadransami... (Kto ma niemowlaka w domu ten wie, że kwadrans to dla niego cała wieczność - mój Bąbelek w ciągu jednego kwadransa potrafi: zjeść, poczuć się strasznie zmęczonym i sennym, zasnąć, wyspać się i broić od nowa - wszystko to w te jedyne 15 minut. Też bym chciała regenerować siły w ciągu 5 min snu...)

Upragnione Tata padło dokładnie 4 razy, przy czym 3 razy słyszała to tylko mama, a dumny tatuś usłyszał to dopiero wczoraj wieczorem, kiedy jego Synuś wyszeptał: ta-ta.


Dzisiejszy poranek należy jednak do dziadków, tak tak - to ich dzień!!!
Od rana tylko: da-da da-da!!!
 
Świat słówek mojego Syna nie kończy się na członkach rodziny...
Jest jeszcze:
Am - używane zwykle w głodzie.
Ubu - znaczy pokaż mi to...
Uuuu - to na dzień dobry i na do widzenia.
Ło! - jako okrzyk zachwytu.
etc...

No, ale wracajmy do kulinariów i do maślaczków moich ukochanych...

Mój Mały Kuchenny Pomocnik :)

Zapiekankę tę przygotowałam gdy przyjechali do nas moja Siostra Paulina z Grześkiem.
I smakowała im, dlatego też dzielę się z Wami tym przepisem.










Zapiekanka ryżowa z maślakami.
Składniki:
1 szkl. ryżu;
150 g sera żółtego;
200 g maślaków (mogą być inne grzyby);
pierś kurczaka;
papryka zielona;
papryka czerwona;
cebula;
sól, pieprz, papryka w proszku.


Gotujemy ryż - na szklankę ryżu - dwie nie pełne szkl. wody. Doprawiamy solą, pieprzem. Ugotowany ryż (taki lekko wodnisty) przekładamy do naczynia żaroodpornego. Na ryż układamy plastry sera żółtego; posypujemy papryką. Pierś kurczaka myjemy, kroimy w kostkę i przyprawiamy solą i pieprzem. Podsmażamy. Dodajemy oczyszczone i pokrojone grzyby z cebulką pokrojoną w kostkę - smażymy chwilę razem. Dodajemy papryki pokrojone w paski, mieszamy i ściągamy z ognia. Wykładamy wszystko na ryż z serem. Przykrywamy ponownie serem i posypujemy papryką. Pieczemy w piekarniku około 30 min. w temp. 180.
Podajemy z zieloną sałatą.

Smacznego!!!



wtorek, 13 listopada 2012

Co w "maminej" torbie piszczy... A do tego placek z dżemem.

Dziś trochę o mojej torebce i przepis na placek :)

Podejmuję temat torebki...
Zainspirowana Matrioszką i Patty też zajrzałam do swej torebki...

Po pierwsze: 
od kiedy jestem mamą moja torebka zmieniła rozmiar... o dziwo z wielkiej, opisywanej na allegro jako: mieszcząca A4 na małą, malutką z wielkim paskiem - żeby można było przewiesić ją przez ramie i mieć pewność, że nie spadnie... 

Po drugie:
noszę nie jedną, a dwie torby... Zwykle ta druga przypięta jest do wózka, więc nie jest źle :)

A co w nich piszczy....
same najpotrzebniejsze rzeczy :p

piątek, 5 października 2012

Kalafiorek dla malucha i książka: "Kuchnia dla dzieci"

Mój Bąbelek skończył 7 miesięcy - to już kawał... bobasa jest!!! 
Wprowadzamy właśnie żółtko do diety.
Udało mi się kupić książkę z przepisami na obiadki i desery dla Malucha:
"Kuchnia dla dzieci"
Nie jest to moja pierwsza książka, ale wcześniejsza była amerykańska i nie odpowiadała polskim realiom...
Ta jest jak najbardziej polska; zawiera nie tylko przepisy, ale także różne porady żywieniowe.
 Jest prosta, kolorowa i bardzo pomocna.
Można w niej znaleźć przepisy dla niemowlaków i dla dzieci do trzeciego roku życia, dietę bezglutenową; jest także "Ściąga praktycznej kucharki", a w niej np. przepis na domowy makaron, biszkopt czy tortille.
Jestem z niej zadowolona.


Wypróbowałam kilka przepisów, a to jeden z nich:



Obiadek z kalafiora:

Składniki na 2 porcje po ok. 200 ml:
1/2 pietruszki;
1/2 marchewki;
1 mały ziemniak;
3 spore różyczki kalafiora;
1 łyżka masła - ja używam oliwy z oliwek;
1 ugotowane żółtko;
1 łyżka ryżowej kaszki błyskawicznej - u mnie: kleik ryżowy;
100 g cielęciny.


Mięsko dzielimy na kawałki i gotujemy w niewielkiej ilości wody. Obrane, umyte, pokrojone warzywa również gotujemy. Warzywa, mięso, oliwę, kleik łączymy i miksujemy. Dodajemy utarte żółtko. Jeśli jest zbyt gęste możemy dodać troszkę wywaru z warzyw.

Porada z książki:
"Jeśli dziecko jest przyzwyczajone do rosołków mięsnych, nie ma potrzeby gotowania warzyw i mięsa osobno."



niedziela, 23 września 2012

Wspomnienie wakacji....

Lato się skończyło. 
Jesień wita nas całkiem ładną pogodą, w sam raz na rodzinny spacer z Bąbelkiem...
I w sam raz na wspomnienia o wakacjach... 
Krótkich, ale bardzo udanych. W tym roku wyjechaliśmy tylko na weekend do Kazimierza Dolnego. Obawialiśmy się jak taka podróż będzie wyglądać z Młodym, ale nasz syn zaskoczył nas bardzo pozytywnie. Nie było problemu w samochodzie, ani ze spaniem w obcym miejscu, ani też z jedzeniem butelki w restauracjach - tu się zatrzymam... w niektórych restauracjach udało nam się nawet znaleźć przewijak albo przynajmniej miejsce gdzie spokojnie można dzidzię przebrać!!! Nie mogę powiedzieć tego samego o stacjach benzynowych.... Zatrzymaliśmy się na kilku różnych, żeby nogi rozprostować, skorzystać z toalety, przebrać Małego i tu ZONK. Nie było na żadnej przewijaka, mało tego nie było nawet miejsca gdzie można by się rozłożyć z własną matą, którą chyba każda mama czy tata ma w swojej czyt. Maluszkowej zawsze wypchanej po brzegi torbie.
Przewijanie na tylnym siedzeniu samochodu do przyjemnych i łatwych nie należy, zwłaszcza, że przy takiej wyprawie z maluchem oprócz fotelika jest cała masa "niezbędnych maluszkowych rzeczy" na tylnej kanapie... Ale cóż daliśmy radę!!! Po powrocie do domu przypomniało mi się, że słyszałam w telewizji o takiej akcji Mam z Cieszyna: "Tankujesz. Przewijasz". Okazuje się, że nie tylko my mieliśmy z tym problem...
Tankujesz. Przewijasz. Polecam Waszej uwadze :)

Ale miało być przyjemnie, a ja tu z przewijakami wyjeżdżam...

Wracam więc do celu naszej podróży:
Kazimierz Dolny - mekka artystów. 
Specyficzny klimat, w którym naprawdę można wypocząć i zapomnieć o codzienności. A że my niespokojne duchy jesteśmy to ten wypoczynek połączyliśmy ze zwiedzaniem, a jest co zwiedzać :)
Wspaniałe miasto, mili ludzie i najwspanialsza czekolada do picia jaką miałam okazję wypić... A trochę ich już w życiu spróbowałam... 
W Cafe Faktoria - Manufaktura czekolady podano nam napój bogów... gęstą, aksamitną czekoladę. Pyszności... Na samą myśl o niej moje kubki smakowe wariują!!!


 Pisząc o Kazimierzu nie można nie wspomnieć o drożdżowym Koguciku. 


Podobno dawno, dawno temu mieszkańcy składali w ofierze złym duchom koguty, co miało ustrzec ich przed złem. Kiedy brakło już kogutów, młody piekarz postanowił zastąpić je kogutami z ciasta, duchy nie zauważyły różnicy i tak już do tej pory zostało. W Kazimierzu wciąż piecze się drożdżowe koguciki :) Tyle mówi legenda, a w praktyce to bardzo smaczna pamiątka z Kazimierza :) 


Trzymajcie się ciepło!!!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...